wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 16

 Wiem, jak dużo osób odwiedza tego bloga, więc proszę, aby każdy, kto czyta to opowiadanie, zostawił po sobie jakiś komentarz. Może być to jedno słowo "CZYTAM", ale będę wiedziała, że mam dla kogo pisać.


-Kto mnie budzii.. - jęknęłam po omacku szukając budzika ręką, aby po chwili go strzepnąć jednym ruchem z szafki nocnej. Przeciągnęłam się na łóżku, zastanawiając się po co go wczoraj nastawiłam na 8 rano. Pustka. Nic dziwnego, skoro wczoraj z Jasperem i Emmettem, którzy świętowali coś, co nazywało się "nawet-nie-wiesz-siostrzyczko,-jak-bardzo-cię-kochamy" i upili  mnie w trupa.

* flashback *


Zamówiłam chińszczyznę i czekałam na powrót braci z redakcji. Nie  musiałam długo czekać, bo po chwili przyjechali samochodem Jazza roześmiani od ucha do ucha. Wpadli do salonu wiwatując nie wiadomo z jakiego powodu. Dawno nie widziałam ich w takim stanie, więc pomyślałam, że są pijani.
-Piliście coś? - zapytałam poważnie, powoli do nich podchodząc by sprawdzić, czy śmierdzą alkoholem. 
-Ależ oczywiście, że nie! - powiedział oburzony Emm. - nie wierzysz? Sprawdź. - dodał i podszedł do mnie i dmuchnął  mi w w twarz. Moje zdziwienie było dość duże, gdy wyczułam w jego oddechu tylko zapach mięty.
-Więc co się takiego stało, że jesteście tacy szczęśliwi? - zapytałam nie ukrywając zdziwienia.
-Nawet nie wiesz siostrzyczko, jak bardzo cię kochamy! - wykrzyknął prze szczęśliwy Jasper - Emmet, leć po coś mocnego, musimy to uczcić! 
I w chwili gdy to powiedział, Miśka już nie było.
Stałam  tam chwilę w bezruchu obserwując całą sytuację z dezorientacją.
-A czy w końcu raczymi ktoś powiedzieć, o co do jasnej cholery chodzi? - zapytałam, ale nie otrzymałam odpowiedzi, ponieważ do salonu wpadł Emmet z kilkoma butelkami wódki wrzeszcząc na całe gardło - ŚWIĘTUJMY!

* the end *


-O Boże, moja głowa... - jęknęłam podnosząc się do pionu, aby wyruszyć na poszukiwania jakże cennej w tym momencie aspiryny, która jest niezbędna w leczeniu kaca. Schodząc do kuchni usłyszałam głośny huk dochodzący z piętra, więc szybko cofnęłam się by zobaczyć, co spowodowało hałas. Ból głowy nie powstrzymał mnie od śmiechu. Widok Emmeta, który wyrąbał się potykając się o ścianę i masujący głowę, w którą najprawdopodobniej się uderzył, mimo, że był przykry, toteż był śmieszny. Śmiałam się tak głośno, że nawet zbudziłam Jazza, który po chwili zalał cały dom salwą śmiechu.
-I CO SIĘ ŚMIEJECIE BARANY?! - zawył Emm. Natychmiast się ogarnęłam, lecz Jasper cały czas chichotał. - Jazz, ty...
-Przestaniecie do cholery czy nie? - krzyknęłam na nich, a oni od razu się uciszyli i Jazz pomógł Emmetowi wstać. - Aspirynę? - zapytałam a oni pokiwali głowami - chodźcie. A tak w ogóle, to czemu mnie wczoraj spiliście w trupa? Bo "nawet-nie-wiesz-siostrzyczko,-jak-bardzo-cię-kochamy"raczej nie było powodem. 
-To my... ci nie powiedzieliśmy? - zapytał Jazz drapiąc się po karku.
-Przykro mi braciszku, byliście tak pochłonięci szczęściem, że nie wiem do tej pory, co było powodem "imprezy". - powiedziałam przy ostatnim słowie kreśląc cudzysłów w powietrzu.
-No...- zaczął Emm - nobowytwórniaMovieForeverzaproponowałanamnakręceniefilmuopracynaszejredakcji - wykrztusił na jednym wydechu.
-Co? Powiedz to wolniej.
- No bo wytwórnia Movie-Forever zaproponowała nam nakręcenie filmu o pracy naszej redakcji - powiedział tym razem wolniej. Przeanalizowałam w głowie słowa brata i zaczęłam skakać po kuchni i drzeć się jak opętana. 
-Aaaaaaaaaaaaaaaaa.... O Boże, Boże, Boże Bożenkooo! Aaaaaaaaaaaa! - darłam się jak opętana tak przez kilka minut, a chłopaki zwijali się ze śmiechu na krzesłach. Odtańczyłam jeszcze swój taniec radości i wreszcie, po około dziesięciu minutach się  uspokoiłam. - Moment, moment. Zgodziliście się, prawda? - zapytałam z nutką strachu patrząc na nich.
-No co ty... - zaczął Emmet, a mi "pióra opadły".
-CO KURWA?! NIE ZGODZILIŚCIE SIĘ?! - nawrzeszczałam na nich, a oni zaczęli się śmiać - CO JEST ŚMIESZNEGO W TYM, ŻE ODRZUCILIŚCIE TAK ZAJEBISTĄ PROPOZYCJĘ?
-No bo my się zgodziliśmy - zachichotał Jazz - tylko chcieliśmy sprawdzić, jak zareagujesz.
Ja ich zamorduje. Dostanę przez nich zawału serca.
-Ja was kiedyś zamorduję. Z premedytacją. A wasza śmierć będzie powolna.... O taaak. - mruknęłam w ich stronę. 
-Ale i tak nas kochasz - powiedział Misiek przytulając mnie - Grupowe przytulanie- i po chwili złączyła się w uścisku cała nasza trójka. 
-Kocham was - powiedziałam do nich a oni zachichotali - Kiedy ruszają zdjęcia?
-Za dwa tygodnie - rzucił Emm.
 - Alice i Rosalie wiedzą? - zapytałam, a oni pokręcili głowami przecząco - zróbcie coś na śniadanie, a ja do nich zadzwonię. Co wy na to, aby iść na kolację do restauracji  "Blue eyes" ?
-Bardzo dobry pomysł - pokiwał z uznaniem Emmet, więc ja udałam się do swojego pokoju, by zadzwonić do Cullenów.
Wybrałam numer.
Pip.
Pip.
Pip.
Pi..
-Halo? -zaćwierkała Alice do telefonu
-Cześć Alice, tu Bella - przywitałam się radosnym tonem. 
-Hej Bells! Co tam u was?
-A wszystko w porządku, dzwonię, by zapytać, czy macie jakieś plany na wieczór?
-Edek, Alice, mamy jakieś plany na wieczór? Nie? Nie. Ten wieczór mamy wolny. A o co chodzi?
-Chcielibyśmy zaprosić was dzisiaj na kolację do restauracji. 
-Jest jakaś specjalna okazja? 
-O tak. Jest co świętować. Wytwórnia Movie-Forever zaproponowała chłopakom nakręcenie filmu o pracy redakcji, a oni się zgodzili, więc jest co świętować. Za dwa tygodnie zaczynają zdjęcia. 
-To wspaniale! Oczywiście, że przyjdziemy. Gdzie i kiedy?
-Restauracja "Blue eyes", o 18, może być?
-Oczywiście, tak więc, do zobaczenia.
-Pa Bells. 
I pojawił się komunikat kończący połączenie. 






-Mmm... to jest pyszne! - wymruczałam jedząc jajecznicę przygotowaną przez Miśka.
-Proszę bardzo, do tego świeżo wyciskany sok pomarańczowy, madame - podał mi sok Jasper, jak prawdziwy kelner, na tacce, a chustką białą na ręku. 
-Dziękuję paniczu Swan, a teraz proszę usiąść ze mną przy stole, konsumując to jakże przepyszne śniadanie, do pana też to się tyczy, paniczu Emmecie - powiedziałam wyniosłym tonem chichocząc na koniec.




Popołudnie minęło mi na rozmowie z braćmi, szperaniem w internecie, graniem na xboxie z Jazzem i Emmem oraz szukaniem stroju na dzisiejszą kolację. Restauracja " Blue Eyes " jest bardzo wysoko cenioną i ekskluzywną, no  i jedną z najdroższych restauracji w Los Angeles, więc postanowiłam wybrać kreację wieczorową. Jasper zaraz po śniadaniu zamówił w lokalu 6-osobowy stolik, więc nie musimy się martwić o to, że nie będzie miejsca. 
Gdy zbliżała się godzina 16, wyskoczyłam z ubrań i zanurzyłam się w wannie  ciepłej wody, do której dodałam olejek o zapachu róż.  Po około 30 minutach wyszłam z wody, owinęłam się ręcznikiem i zaczęłam układać włosy. Podkręciłam je trochę na lokówce i upięłam je na bok. Na kości policzkowe nałożyłam trochę różu, na powieki nałożyłam kremowy cień, a rzęsy pociągnęłam tuszem. Wyszłam z łazienki i rzuciłam okiem na strój wcześniej przygotowany, który składał się z miętowej sukienki maxi, miętowych szpilek, kopertówki oraz miętowej marynarki, a do dekoracji całego zestawu przyszykowałam naszyjnik z serduszkiem wysadzanym diamencikami, który dostałam od Jazza i Emma po pierwszej premierze mojego filmu. Założyłam czystą bieliznę, a zamiast stanika nałożyłam nakładki żelowe, bo sukienka była bez ramiączek i wskoczyłam w przygotowany wcześniej strój. Na usta nałożyłam jeszcze błyszczyk, i gotowa do wyjścia zeszłam na dół.




Od autorki: Wracam z nowym rozdziałem po jakże długim czasie. Nie wiem, jak mam się wam wytłumaczyć z mojej nieobecności. Brak weny, problemy rodzinne, koniec roku szkolnego, co wiązało się z poprawianiem ocen, dziadek w szpitalu, i jeszcze moje problemy ze zdrowiem. Oczywiście zawsze by znalazło się czasu na nowy rozdział, ale co z tego, jak nie miałam weny? Nie chciałam zawiesić bloga, nie chciałam zrobić tego sobie, jak i wam. Nie umiałam po prostu, a bałam się wam przyznać do mojego braku weny. Pewnie pomyślicie " po co brała się za pisanie, jak nie dodaje rozdziałów?" No ale cóż, życie. Starałam się, by tem rozdział wyszedł w miarę możliwości długi i dobry, i wydaje mi się, że spełnił chociaż w połowie moje wymagania. w końcu prawie 5 godzin pisania nie może pójść w las prawda? :D Oddaje ten rozdział w wasze ręce. Wiem, jak dużo osób odwiedza tego bloga, więc proszę, aby każdy, kto czyta to opowiadanie, zostawił po sobie jakiś komentarz. Może być to jedno słowo "CZYTAM", ale będę wiedziała, że mam dla kogo pisać.